Opowiem Wam trudną - chwilami niesmaczną - historię, być może zbyt trudną dla wielu osób, by dotrwać do końca.

Za to historię prawdziwą, niesamowitą i z budującym morałem. Podzielę się z Wami swoim świadectwem.

Historia udowadnia, jak wiele w życiu i w jak krótkim czasie, można zmienić i odwrócić, jeżeli uparcie o tym postanowimy i do zmiany dojrzejemy.

Historia ukazująca, że w życiu nigdy nie jest za późno, a poprzednie porażki i upływający czas, są naszą siłą a nie kamieniem w bucie, bo :

• Im dłużej jesteśmy blisko mułu, tym bardziej chcemy się stamtąd wydostać.
• Im więcej razy upadliśmy, tym bardziej jesteśmy zahartowani.
• Im częściej złamaliśmy dane sobie słowo, tym bardziej pragniemy go w końcu dotrzymać.

Zanim dopiąłem swego, setki razy próbowałem coś zmienić i mimo tego, że dziesiątki razy dostawałem od życia jasne komunikaty, które
powinny kończyć się tragediami a nie kolejną szansą, to nawet takie balansowanie nie było dla mnie wystarczająco silną motywacją, by zadbać
o zdrowie i życie. Gotowość do zmian przyszła w najmniej oczekiwanym i nieplanowanym momencie … ale po kolei.

▪ W wieku 10 lat zacząłem palić papierosy. Skończyłem w wieku blisko 26 lat.
▪ W wieku 13 lat zacząłem regularnie pić alkohol. Skończyłem w wieku blisko 26 lat.
▪ W wieku 16 lat zacząłem brać twarde narkotyki. Skończyłem w wieku blisko 26 lat.

Przez te naście lat, 95% moich dni wypełniał alkohol, używki, paczka papierosów, śmieciowe jedzenie, imprezowy tryb życia.

Pamiętam jak na swoją „osiemnastkę” ściągnąłem „półmetrowego węgorza” z blatu kiosku, a ów specyfik pochodził z przysługującej mi
części w zamian, za pośrednictwo załatwienia większej ilości, zaś pierwsze użycie dowodu osobistego to uformowanie kilku ścieżek.

❗ We wrześniu 2017 roku zapaliłem OSTATNIEGO jointa, ściągnąłem OSTATNIĄ KRESKĘ, OSTATNI RAZ napiłem się alkoholu i WYPALIŁEM OSTATNIEGO papierosa ❗

JAK WIDZICIE, Nie jestem sportowcem oczywistym, wiele lat konsekwentnie dochodzącym do sportowej dyspozycji.

Co zatem można osiągnąć w niespełna sześć lat, wchodząc na ścieżkę sportową „od zera”, a raczej wchodząc na nią z poziomu
„-100” – po nastu latach wyniszczania swojego organizmu ?

W tak krótkim czasie za mną między innymi :

  •  Dwukrotny udział w Mistrzostwach Świata Lodowego Pływania, zdobywając SZEŚĆ medali. [2022, 2023]
  •  III miejsce w najtrudniejszym etapowym biegu górsko-ulicznym w Polsce – 9 biegów w 3 dni. [2021]
  • Mistrzostwo Polski na dystansie 100 metrów w Winter Swimming. [2020]
  • Wygrana w 12 godzinnym i 24 godzinnym maratonie pływackim. [2019, 2020]
  • Ukończenie 100 kilometrowego bieg górskiego. [2019]
  • Kalisteniczny Hannibal Set ( 275 pompek, 140 podciągnięć, 145 dipów) w czasie 36 minut. [2019]
  • Ukończenie Korony Maratonów Polskich. [2018]
  • Jestem organizatorem Sportowych Projektów Charytatywnych, które wygenerowały już pomoc o łącznej
    wartości ponad 60 000 zł.

▪Więcej o zorganizowanych projektach charytatywnych przeczytacie w dalszej części tego wpisu lub tutaj

▪ Historię moich wszystkich sportowych startów na zawodach znajdziecie tutaj

Nad moim łóżkiem wisi ponad 70 medali, na wieszaku zatytułowanym „ YOUR ONLY LIMIT IS YOU”.

To świadectwo mogłoby być powodem do wstydu i przestrogą – gdyby sytuacja mnie pokonała i zgasiła.
Jest natomiast inspiracją – również dla mnie, za każdym razem gdy staje przed nowymi obawami czy decyzjami.

Te dylematy nigdy się nie kończą, a przebyta droga w chwilach zawahania, przypomina mi o moim motto, które brzmi :

„ Cuda już za mną. Teraz już tylko cierpliwość, konsekwencja, odwaga, determinacja, pokora, upór, czas i dyscyplina.
Teraz tylko formalności i jasna recepta dążenia do każdego marzenia, nie ważne jak niemożliwie brzmiącego dla większości ludzi. Rób swoje”

Przez dekadę moje odżywianie opierało się na diecie typu :

Jedzenie kilku(nastu) kebabów tygodniowo, picie hektolitrami niebieskiej Grappy, zamawianie pizzy. Nie miałem pojęcia, że jest coś takiego jak „makro”, „kalorie” a tym bardziej że „jedzenie spełnia funkcję odżywczą”. Taki styl odżywiania był codziennością, choć przy zatruwaniu swojego ciała narkotykami, nikotyną i alkoholem – dieta była najmniejszym złem. Kolejną cegiełką zabierania organizmowi zdrowia, było prowadzenie bardzo nieregularnego trybu życia ze snem ograniczonym do minimum.

W dniu 25-tych urodzin tak się naćpałem, że „zwała” trzymała mnie kilka dni, a w lustro z obrzydzenia nie spoglądałem jeszcze długo. Moralniak był o tyle ciężki, że byłem już wtedy mężem oraz kilka miesięcy tatą.

Do 29-go roku życia, nie wiedziałem co chciałbym robić tak na dłuższą metę. Gdy większość znajomych dawno znała kierunek : mieli pomysł na siebie, stabilne podłoże, wsparcie, możliwości, poczucie celu, poukładane priorytety – ja czekałem robiąc swoje i wierząc, że poświęcanie się pasji, która dała mi szansę na lepsze życie, to dobry kierunek – chociaż brzmiało naiwnie, że aspiruje na sportowca czy osobę wiążącą życie ze sportem.

Początkowo na tle innych amatorów sportu nie wyróżniałem się niczym, z wyjątkiem dyscypliny, determinacji i chorobliwej wiary w sportowy kierunek.

Kilka lat z rzędu, każdy weekend był poza jakąkolwiek kontrolą i nie cofałem się przed niczym, eksperymentując na swoim zdrowiu bez mrugnięcia powieką. Z dzisiejszej perspektywy patrząc, każdorazowo stawiałem na szali swoje zdrowie czy nierzadko życie.

Setki razy próbowałem nie pić, nie brać, kilkadziesiąt rzucałem papierosy nim się udało.
Zaskoczyło dopiero w momencie, którego totalnie nieplanowanem, a tym co o tym zaważyło był sport.

W tygodniu było podobnie monotematycznie :
• Dni kończyliśmy przed północą po 3-4 litrowych piwkach na Placu Baczyńskiego
• Oraz kebabie z butików na Begonii.
• Później kwestia czy „jechał już ostatni trolejbus o 0:09”, czy trzeba iść z buta na autopilocie do domu.
• Na rano do pracy

Kilkanaście razy przesadziłem do tego stopnia, że serce chciało mi wyskoczyć z ciała.
Myślę, że takiego zakresu pracy, nie jestem w stanie wywołać dziś żadną jednostką treningową. Nie jestem w stanie opisać tego szaleńczego zakresu tętna, wywoływanego przedawkowaniem. Pamiętam, że w ramach takich sytuacji, pewnego dnia brałem od kolegi szkaplerz z jego szyi, bo czułem że zaraz opuszczę świat i chciałem umrzeć pod protekcją.
W kogoś nad nami wierzę całe życie.

▪ Raz z dnia na dzień zwolniłem się z pracy ze względu na to, że „przedawkowałem na nocnej zmianie” i nie potrafiłem później jeszcze przez wiele miesięcy wrócić do rzeczywistości, wyjść do ludzi. Bardzo długo zajęło mi, zanim znów odważyłem się żyć, a przez ten mroczny okres przechodziły myśli samobójcze. Zanim znów komfortowo czułem się w otoczeniu, minęło wiele miesięcy. Wówczas gdy schodziłem do znajomych na dół posiedzieć przed klatką, to osoby z którymi trzymałem się wiele lat i znały mnie jako wodzireja i duszę towarzystwa, stwierdziły pełne szoku, że „Andrzej już nie wróci, z mózgu warzywo i zawias”.

W mózgu miałem taki koktajl, że nie potrafiłem przez wiele tygodni nie widzieć życiu wszystkiego przez pryzmat piekła. Jakakolwiek serotonina, dopamina została zablokowana, a ja nie potrafiłem odróżnić przez długi czas tego, czy aby na pewno „prawdziwie” już patrzę na życie, czy nadal błędnie je interpretuje. Nie jestem w stanie tego opisać słowami. Na maksa alternatywna rzeczywistość, z której nie potrafisz się wydostać. Taka depresja na kilkusetkrotnie przedawkowanym MDPV.

▪ Kiedyś przy granicy zatrzymała nas policja. Gdyby tylko otworzyli nasz plecak, zafundowaliby nam problemy, które dźwigalibyśmy pewnie do dziś. Na moście łączącym granice zatrzymuje Ci patrol, widzi trzech skutych małolatów. Każe otworzyć bagażnik, a w nim tylko plecak stojący na środku. Nic innego. Popatrzyli. Kazali zamknąć pakę, puścili. Cud?…

▪ Na próbną maturę poszedłem porobiony

Takich przykładów mógłbym mnożyć i opowiadać godzinami. Czasem nawet łapię się na tym, że przypominam sobie o czymś co wydarzyło się w moim poprzednim wcieleniu i patrząc na skalę danej sytuacji zastanawiam się jak w ogóle mogłem o tym zapomnieć, bo takie sytuacje powinienem pamiętać codziennie, a są jedynie wspomnieniami gubiącymi się w scenariuszach tamtejszej codzienności. Te najtrudniejsze wspomnienia, najbardziej skrajne zostawiam jednak dla siebie. Są takie sytuacje, z którymi układam się jeszcze do dziś.

❗ Do DWUDZIESTEGO PIĄTEGO roku życia było naprawdę źle i bez perspektyw… ❗

Nasze dzieci nigdy nie widziały nietrzeźwego taty!
Znają jedynie tatę bez nałogów, tatę który dba o rodzinę, od świtu jest na nogach, dotrzymuje słowa i jest konsekwentny.
Z dziewczyną, która zna mnie od 13 LAT!, tworzymy dziś szczęśliwą rodzinę.

Karolina zna doskonale moje dwa oblicza.

Może dlatego Karolina tak bardzo wierzy we wszystko o czym odważnie marzę i za realizacje czego się biorę, niezależnie od tego jak odważne to marzenia i jak wiele trzeba by je osiągnąć. Wie, że jestem w stanie wiele znieść i wytrzymać póki nie osiągnę, a przebyta przeszłość jest bardzo kluczowa w mojej niezłomności.

To co kiedyś mnie zabijało, dziś stanowi ogromny pancerz i pozwala wierzyć we wszystko i za wszystko być wdzięcznym.

Mam za sobą zorganizowanie wiele inicjatyw i projektów charytatywnych na tle ZDROWIA, SPORTU i WARTOŚCI ⁉

Ten sam facet, który wieloletnio skąpany był w alkoholu, narkotykach, nikotynie, imprezach, niezorganizowany nawet na tyle, by skutecznie pomóc sobie.

Pierwszy „projekt” w 2015r, przyszedł mi do głowy przez zainspirowanie filmem, od Zlatana Ibrahimovicia, który był twarzą akcji głodu wśród dzieci (zerknij na YouTube).

To była maksymalnie spontaniczna decyzja… Szybka konsultacja z przyszłą żoną, która dała bez wahania zielone światło i chwilę później stworzyłem już wierszyk na karteczkach, które dodawaliśmy do zaproszeń na ślub.
W wierszyku napisałem, by „zamiast kwiatów” goście wrzucili coś do skarbonki na UNICEF. Zebraliśmy ponad 1500 zł. i wówczas poczułem coś niesamotnego – jak wielą moc dźwiga w sobie każdy człowiek, niezależnie od tego kim jest, co robił. Jak wielką mocą są chęci, poparte czynami.

Drugi projekt, a pierwszy na tle sportu, odbył się w 2017 roku. Maraton Warszawski, na który można było zapisać się „ścieżką charytatywną”. Znów był to pełen spontan. Skończyło się tak, że pobiegłem łysy w stroju supermana, a na konto wcześniaków poszło ponad 1300 zł.

Na trasie biegł już trzeźwy wówczas 2 tygodnie Andrzej, którego historia trzeźwości trwa do dziś.

Asumpt do trzeźwości był właśnie ten maraton.

Jak wspominałem - setki razy próbowałem zrezygnować ze swoich ograniczających i zabierających, a nie przynoszących zdrowie nałogów.

Kilka tygodni przed Maratonem Warszawskim – na który zapisałem się właśnie ścieżką charytatywną i zaangażowałem w ten projekt wielu ludzi, którzy wpłacali swoje pieniądze do wirtualnej skarbonki, dopingowali mnie na drodze przygotowań, zaufali mi – złapałem kontuzję, której nie miałem pewności, że wyleczę na czas. Robiłem co byłem w stanie aby być gotowym na przebiegnięcie dystansu maratońskiego.

Na dwa tygodnie przed biegiem udało się zaleczyć kontuzję.

Również na dwa tygodnie przed biegiem, odbywał się ślub mojego znajomego, na którym pod wpływem alkoholu i innych dodatków, doszło do awantury, w której brałem udział, a efekt był taki, że gdy wyleczyłem nogę z jednej kontuzji, to awanturą nabawiłem kontuzji drugą nogę.

Pamiętam do dziś jak następnego dnia wściekły na sytuację i zdeterminowany do zmian. To był impuls. Rozżalony, zły na siebie i na to, że przez nietrzeźwe sytuacje moje życie staje się loterią na moje własne życzenie – powiedziałem wtedy, że „wczoraj ostatni raz napiłem się alkoholu” i do dziś trwam w trzeźwości!

Żadna sytuacja nie dała mi aż takiego bezpośredniego bodźca i wku##ienia, żebym poczuł tak silną chęć rezygnacji z nałogów.

Oczywiście wiele aspektów składało się na to, że po prostu dojrzałem do zmiany i tym razem zamiast poczucia pustki po deklaracji rezygnacji
z nałogów, poczułem niesamowitą satysfakcję motywację i kontrolę :

• biegałem już rekreacyjnie rok czasu i chciałem zrobić Koronę Maratonów Polskich, a alkohol, narkotyki i papierosy na pewno nie pomagały.
• Byłem tatą coraz bardziej świadomego dziecka.
• Rok wcześniej wziąłem kredyt na mieszkanie.
• Byłem mężem i głową rodziny

Natomiast sytuacja, po której bezpośrednio postawiłem kropkę nad „i” to moment, gdy ledwo co wywalczyłem wyjście z kontuzji i „come back” możliwości wystartowania w tak ważnym dla mnie maratonie na tle pomocy charytatywnej, a chwilę później przez stymulatory nietrzeźwości sprawiłem, że na własne życzenie mogę tego biegu nie rozpocząć.
Finalnie wystartowałem w tym maratonie i dobiegłem na jego metę, natomiast pamiętam, że jadąc do Warszawy nic nie było oczywiste i była duża szansa, że nie dobiegnę.


Na mecie maratonu czekała na mnie moja rodzina, a ja wówczas pierwszy raz wziąłem na ręce swoją córkę na finiszu zawodów sportowych i razem przekroczyliśmy linie mety.

Ten piękny moment wzruszenia idealnie upamiętniła zdjęciem moja mama, która również była ze mną na wszystkich pięciu biegach składających się na Koronę Maratonów Polskich.
Dziś rytuał wbiegania z dziećmi na metę zawodów sportowych, to nasza rodzinna tradycja.

Sport naprawdę dużo dla mnie znaczy. Więcej niż hobby, pasja.

Dlatego w pewnym momencie wstałem z wypracowanego fotela kierownika sprzedaży po 10 latach pracy w firmie, do której szedłem z Urzędu Pracy na staż, by zmywać podłogi. Wypracowałem sobie pozycje, zarobki i poczucie stabilizacji, natomiast gdy znów spontaniczność i wielkie pragnienie przyszło po mnie, nie potrafiłem się temu uczuciu przeciwstawić.

Wstałem i z odpowiedzialnością za rodzinę, kredytem hipotecznym na karku, z dnia na dzień napisałem wypowiedzenie w październiku 2021 roku i od zera, bez struktur postanowiłem, że :
znajdę partnerów/sponsorów
• wykształcę się w sektorach swojej pasji, by uczyć tego w czym jestem dobry autentyczny
i dam szanse sportowej ścieżce, by stała się również moją ścieżką zawodową.

Co było największą motywacją?

• Za kilka miesięcy kończyłem 30 lat i uznałem, że jak nie dam sobie w życiu szansy, by robić szerzej to, co mnie uratowało i ukształtowało, to za kilkanaście lat żal może być za ciężki i czasu nie cofnę. Świadomość, że brakło wówczas odwagi, może przygniatać mnie do końca życia. Może się nie udać, ale nie wybaczę sobie jeśli nie spróbuję. Wykonałem ten krok odwagi.

• Drugą ważną kwestią było to, że ja po prostu nie lubię gdy jest zbyt łatwo. Poczucie, że nie rozwijam się, poczucie że coś opanowałem i jestem w tym dobry nie sprawia mi długo satysfakcji, bo jestem człowiekiem drogi.

Tak samo jest od zawsze ze sportem. Poczucie euforii, radości i satysfakcji po osiągnięciu jakiegoś celu – trwa góra 1-2 dni. Tak naprawdę wpadając na metę jakiegoś wyzwania, nawet jeżeli było ono monstrualnie trudne i projekt trwał wiele czasu – już myślę o kolejnych wyzwaniach, bo satysfakcja mieszka u mnie jedynie w tym, co jeszcze nie zdobyte.

Sport to jedna z kluczowych saperek, które odkopały mnie z całego syfu. Sport, rodzina, wola przetrwania, wychowanie, konsekwencja i odwaga.
Te słowa i grafikę obrazującą moje zmartwychwstanie, znajdziecie zresztą na rewersie mojego pierwszego sportowego stroju.

Nie byłem z patologicznego domu.
Był on pełen matczynej miłości ale i walki z przeciwnościami, a oczy dziecka widziały stanowczo za dużo. Mój dom nie był jednak kompletny i pewnie w tym tkwi wiele moich późniejszych problemów.

Przez wiele lat, moi rówieśnicy wjeżdżali mi na ambicje z powodu niekompletnej rodziny. Na tamten czas byłem pewnym wyjątkiem, rodziny były kompletne. Dziś co druga rodzina moich rówieśników jest rozwiedziona, a moja płonie z miłości.

Nie czując się więc komfortowo w każdym środowisku, obierałem inne drogi, środowiska i towarzystwa, które miały swoje historie problemów.

To nas scalało – problemy – natomiast w takim otoczeniu spędzało się głównie czas „alternatywnie” – skrajnie, ekstremalnie, patologicznie.

NICZEGO NIE ŻAŁUJĘ A DO STARYCH CZASÓW MAM SZACUNEK I SENTYMENT.

To część i fundament mojej dzisiejszej determinacji i perspektywy na życie.

Jednemu rodzicowi trudno : zarobić na dom, mieć czas dla dwójki dzieci. Wiem, że swoim dzisiejszym postępowaniem spłacam dziś mamie dług bólu, żalu, strachu i smutku ; dostarczając jej dziś satysfakcję, że syn, po którego przychodziła policja, że syn którego widziała jak wypada z pociągu nad ranem wracając z imprezy - widzi dziś stabilnego faceta, który wychowuje dzieci postawą a nie słowami, promuje wartości, jest trzeźwy i wolny od nałogów, odnalazł się.

JESTEM Z OSÓB, KTÓRE NIE KATEGORYZUJĄ SYTUACJI NAM SIĘ PRZYTRAFIAJĄCYCH JAKO „DOBRE/NIEDOBRE”

Na swoim przykładzie widzę, że moja brawurowa przeszłość jest dziś fundamentem mojej ponadprzeciętnej determinacji i wiary. Gdybym nie znał drugiego oblicza życia, nie doceniałbym tak bardzo tego co mam – nie potrafił cieszyć się z prostych gestów, chwil. Tak samo syndrom niekompletnej rodziny. Gdybym sam nie doświadczył osobiście, jak dziecko może odczuć brak drugiego rodzica będącego przy nim codziennie, jak ważna wychowawczo jest kompletna i wspierająca się rodzina, jak wiele można zaniedbać i przegapić w życiu dziecka, gdy to jeden rodzic zaczynam tylko dzielić ograniczonym codziennością czasem ze swoimi dziećmi, to pewnie niemiałbym aż takiego poczucia istotności wychowawczej, z wielu sytuacji nie zdawał sobie spraw. Na pewno moje doświadczenia przenoszę na swoje dzieci, chcąc zapewnić im kompletny, spokojny, braterski, szczęśliwy, kochający, przyjazny dom. Dziś stare demony, to moja siła!

Pisząc ten tekst, jestem na etapie zakładania fundacji, która pozwoli mi organizować kolejne projekty charytatywne na zupełnie innym poziomie, mnożąc ich potencjał. Fundacja będzie się rozwijać i kierunkować również na takie sektory, jak współpraca z trudną młodzieżą, edukacja młodzieży i dorosłych z sektora odżywiania. Chciałbym aby fundacja nie tylko służyła do organizacji kolejnych projektów charytatywnych (które opisane znajdziecie tutaj) , ale również w oparciu o moją wiedzę i uprawnienia – pomagała w temacie uaktywniania sportowo-rekreacyjnie społeczeństwa czy w zakresie masowej edukacji świadomości odżywiania. Niestety idą dramatyczne czasy pod kątem zdrowia – prowadzimy bardzo stresujący, zabiegany, zasiedziany, zaniedbany aktywnie i odżywczo tryb życia, co przełoży się bezpośrednio na kondycje psychofizyczną społeczeństwa. Chciałbym w oparciu o swoje doświadczenia, zapał i wiedzę – odwracać ten trend. W 2022 roku trzymałem.
Wyróżnienie Prezydenta Miasta Tychy w dziedzinie sportu. Wyróżnienie zostało mi przyznane w kategorii „propagator aktywnego i zdrowego trybu życia” oraz w oparciu o dotychczasowe osiągnięcia.

Podsumowując moją historię…

Można powiedzieć, że jeszcze 6 lat temu siedziałem stabilnie na marginesie. Nie wiedząc nawet kiedy, pewnego dnia trafiłem na sport, który pokazał mi, że adrenalinę, spełnienie, endorfiny, można generować również w wersji, która rozwija i wspomaga zdrowie, zamiast je rozbijać i zabierać. W efekcie finalnym życiowych zmian prawdziwym zwierciadłem spektakularności jest to, z jakiego punktu wyjścia dochodzisz do swojego pułapu maksymalnego, a nie jaki konkretnie to pułap. Każdy ma swój Everest.

Świadomość, że jeszcze 6 lat temu „niemożliwym” wydawało się to, że jestem w stanie być właścicielem dzisiejszych osiągnięć i autorem tego świadectwa, jest czymś co naprawa mnie dumą i pokazuje jak bardzo potrafiłem zmienić bieg swojego życia, jak wielką MOC MA CZŁOWIEK!
Jestem tym, który wierzy w KAŻDEGO, niezależnie od czegokolwiek. Dziwisz mi się? Tak, wierzę w Ciebie. Nie interesuje mnie to jak wysoko mierzysz. Interesuje mnie tylko to, jakiego zawodnika wystawiasz do gry, by to osiągnąć.

Wiem, że jeżeli będziesz wierny sobie i konsekwentny w swoich czynach – osiągniesz wszystko. Możesz zrobić ze swojego ciała i ducha totalne przeciwieństwo swojej wersji, której chce się pozbyć.
Ja wierze w cuda, ale nie te loteryjne, zaś te, za którymi stoi determinacja, charakter i konsekwencja. Przez wiele lat torturowałem swoje zdrowie i narządy. Mózg, serce, płuca, wątrobę, nerki. W kontekście dzisiejszego zdrowia i prowadzenia organizmu to jest jakiś kosmos.

Dziś nadal uważam i często powtarzam, że czuje iż „cały czas jestem na początku tego, co rozpocząłem kilka lat temu”.

NIE ZATRZYMASZ KOGOŚ, KTO WIE DOKĄD ZMIERZA. ROB SWOJE I NIE PATRZ SIĘ NA INNYCH. NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO.

Wszystko co dobrego w moim życiu, co budującego a nie destrukcyjnego wdrożyłem dopiero 6 lat temu i to po bardzo długiej drodze wyniszczania siebie.
Wiem, że jeszcze nie wszystkie zaniedbania którymi karmiłem się 25 lat naprawiłem. To proces postępujący.

Gdy dopada mnie kontuzja, myślę :
„Andrzej, trenujesz dopiero 6 lat. Dopiero budujesz swoją najlepszą wersje siebie, odporność na przeciążenia – szczególnie w kontekście sportów ekstremalnych, które uprawiasz. Jesteś na początku Andrzej i to jest najpiękniejsza informacja, bo tak wiele przed Tobą! Twoje życie się dopiero zaczyna, dlatego jeszcze wiele lat będziesz płonął i działał a nie schodził powoli zmęczony ze sceny.
Nie porównuj się do kogoś trenującego od 10 roku życia.

Kilka lat temu kopałeś się po głowach o 3 nad ranem przed klubem.
Popatrz gdzie dzisiaj jesteś.
Naucz się poczekać, posłuchaj organizmu i wykorzystuj to, co do Ciebie mówi. Bądź niezłomny, cierpliwy, pokorny i pracowity.
Twoje dawne „ja” jest dumne i szczęśliwe widząc, jak wiele zrobiłeś by wszystko naprawić, zmienić, wytrwać i wyrwać się z marazmu”.

Kilka lat temu nikt mi i sam sobie nie dałbym cienia szansy na dzisiejszą wydolność, odporność na przeciążenia, siłę. To wszystko dopiero się buduje, a już dziś jestem W PEŁNI SPEŁNIONYM SPORTOWCEM, bo przez tak krótki okres czasu osiągnąłem niesamowite rezultaty, szczególnie patrząc przez pryzmat tego z jakiego poziomu zaczynałem.

Każdy ma swoje tempo, każdy zaczyna z innego poziomu, każdy ma swoją historię, narzędzia, gotowość i możliwości. Nie porównuj się z nikim innym jak tylko ze sobą sprzed tygodnia, miesiąca, roku. Nie ma żadnych ograniczeń, a jedyną osobą, która jest w stanie Cię zatrzymać jesteś TY sam.

NIE ZATRZYMASZ KOGOŚ, KTO WIE DOKĄD ZMIERZA. RÓB SWOJE I NIE PATRZ SIĘ NA INNYCH. NIGDY NIE JEST ZA PÓŹNO.

YOUR ONLY LIMIT IS YOU.